Dom perfumeryjny Le Labo wypuszcza na rynek drugą odsłonę „miejskich zapachów” („city exclusive”). Ekskluzywne perfumy chętni kupią tylko w 11 międzynarodowych punktach sprzedaży detalicznej.
W dzisiejszych czasach, coraz bardziej zdigitalizowanych, trudniej o pomysł, by zakupy robić osobiście w sklepach stacjonarnych. Coraz liczniej powstają aplikacje, które umożliwiają nam składanie zamówień jednego dnia, a otrzymywanie artykułów już następnego. Przeciwko temu trendowi występuje dom perfumeryjny Le Labo.
Co wyróżnia serię „city exclusive”?
Niszowe flakoniki sygnowane podpisem Le Labo pożąda się nie tylko ze względu na fakt, że trudno je uzyskać – do tej pory można je było nabyć wyłącznie w miejscu produkcji. Co więcej, każdy zapach jest ręcznie i drobiazgowo mieszany, a jego struktura starannie przemyślana. Wycieczka do San Francisco po Limette 37 jest warta zachodu. Nowoczesną wodę kolońską, w której nieoczekiwanie łączą się nuty jaśminu z goździkiem, a równoważy je
cytrusowa bergamotka, chciałby mieć każdy mężczyzna.
Po perfumy aż na inny kontynent?
Założyciele firmy zdają sobie sprawę, że podróżowanie po świecie w pogoni za perfumami możliwe jest dla nielicznych. Dlatego raz w roku buteleczki od Le Labo wędrują po całym świecie. Są dostępne przez miesiąc w każdym dziale sprzedaży. Oznacza to, że od 1 września Vanille 44 – esencję Paryża – nabędzie się także w Moskwie czy Chicago. Z kolei Poivre 23 – bardzo ciepły, pikantny i orientalny zapach pieprzu Bourbon – do tej pory zarezerwowany tylko dla Londynu zakupi się też stacjonarnie np. w Dubaju.
Tej jesieni można też liczyć na 2 nowości. Po ponownym otwarciu punktu w Dallas wskrzeszono kwiatowy Aldehyde 44. Do miejskiej kolekcji dołączył też Mousse De Chene 30 z Amsterdamu – połączenie cynamonu i mchu.