Śmierdząca kampania wyborcza

Śmierdząca kampania wyborcza
Marketing zapachowy zyskuje z biegiem lat. Zwykle korzysta się z rozbudzających zmysły zapachów. Zniewalających i przyjemnych dla nosa. Jak się okazuje – nie zawsze. Pewien amerykański polityk przeprowadził kampanię, która... śmierdzi. Gdy marketing śmierdzi Carl Paladino, republikański kandydat na gubernatora Nowego Jorku, wysłał do potencjalnych wyborców cuchnące przesyłki. Listy „pachniały” jak śmieci. Wiadomości zatytułowano „Coś ŚMIERDZI w Albany”. Koperty przedstawiały zdjęcia 7 urzędników stanu Nowy Jork. Wobec 6 z nich prowadzono dochodzenie. Dwóch demokratów zdążyło zrezygnować. Pomysł na wyborczą akcję był kontrowersyjny i ryzykowny. Po pierwsze, istniało oczywiste niebezpieczeństwo w umieszczaniu czegoś śmierdzącego w skrzynkach pocztowych głosujących. Po drugie, być może jeszcze większe ryzyko, wyborcy mogli połączyć brzydko pachnące ulotki z zapachem samego polityka. A to niezbyt pozytywne skojarzenie. Jakby na to nie patrzyć, nie można kwestionować nowatorskiego podejścia do kampanii. Zwłaszcza że zapach skutecznie podkreślał skorumpowanie polityków. Ostatecznie Paladino nie zwyciężył w bezpośrednim pojedynku z demokratą Andrew Cuomo. Trudno oszacować, czy wpływ na to miały cuchnące listy.

Napisz komentarz